Obmyślam menu na piątkowy Halloween.

Może tym razem nie skończy się na ogórkach.

Oto ziemia z dżdżownicami (a tak naprawdę to pokruszone ciasto czekoladowe i żelki). Hehehe. Master plan.

Yummy.

Ja na zajęciach.

Totalnie. Taka nuda. Nie wow.

The mother of boredom.

Piszczu adoptował pandę.

Od lewej: Piszczek, Panda 1, Panda 2 i Ilkay Gundogan.

Pandę czerwoną. I just can’t.  AWWWWW.

 

Guess who’s back.

 

Ze świadomością porażki wróciłam na stare śmieci.  Nawet mama nie chciała ze mną jechać. Zrobiła mi za to przed wyjazdem moje ulubione naleśniki z bananem i melasą. To uczyniło rozstanie jeszcze trudniejszym. Oczywiście spytałam, czy spakowała bigos.

 

Kolejnym strzałem w kolano było zapisanie się na lektorat z niemieckiego na poziomie C1. Pomińmy samą rejestrację, serwery UW, które technologicznie dorównują tylko kartridżom z Contrą i miliony monet, które będę musiała wkrótce wydać na ten cel. Lektor ma siwe wąsy, emanuje sympatią niczym SS-man, wszyscy są na poziomie Ż10000000, a ja rozumiem co piąte słowo. No i litości, lektorat jest na 8.00.